Polecamy książkę ppłk. Kazimierza Banacha, ZASADY I METODA PRACY ODDZIAŁU II SZTABU, Warszawa 1938. Poniżej prezentujemy fragment ze wstępu.
ZNACZENIE ROZPOZNANIA
Francuska „Instrukcja o poszukiwaniu wiadomości” stwierdza,” że żniwo informacyj o przeciwniku w porównaniu z ubiegłymi wojnami stało się niepomiernie obfitsze. Za główną przyczynę tego faktu uważa Instrukcja ogromny rozwój organizacji rozpoznania, dzięki której — jak twierdzi — „znano dokładnie, niemal zawsze, położenie przeciwnika a często jego zamiary”. Jak widzimy, Instrukcja idzie w swych twierdzeniach bardzo daleko.
Ale oto płk Bernis, który przez dłuższy czas pracował w oddziale II sztabu francuskiego w czasie wielkiej wojny, a następnie zajmował stanowisko wykładowcy w Centrum Wyższych Studiów Wojskowych, pisze:
„Minęły już czasy, o których Clausewitz mógł powiedzieć, że „wśród wiadomości otrzymywanych na wojnie wiele jest sprzecznych, jeszcze więcej fałszywych, a większość z nich jest niepewna”. Źródła, z których obecnie oddziały II czerpią swe wiadomości, są liczniejsze i nie są tak mętne jak w czasach Clausewitza.”
Pamiętajmy, że Francuzi byli mistrzami w sztuce rozpoznania, a w czasie wojny światowej imponowali nawet Anglikom, choć ci mieli za sobą doświadczenie swej słynnej „Intelligence service”.
Jakby wtórując obu cytatom, inny pisarz wojskowy, kapitan Carrias, udowadnia w swej ciekawej książce „Comprendre”, opartej na dokumentach historycznych, że Napoleon uniknąłby klęski pod Waterloo, gdyby był rozporządzał w swym sztabie sprawnym oddziałem II.
Ów oddział II jedynie na podstawie tych wiadomości, jakie w rzeczywistości mieli. Napoleon i Grouchy, mógł był z zupełną pewnością ustalić położenie Bluechera przed rozstrzygającym spotkaniem Napoleona z Wellingtonem.
„Brak II oddziałów w sztabach był pierwszą przyczyną błędów popełnianych względem nieprzyjaciela. Lekceważono stwierdzanie tożsamości jednostek przeciwnika; w ogóle pomijano lub błędnie przeprowadzano krytyczne badanie wiadomości; przekazywano wiadomości bardzo powoli; nigdy prawie nie zapewniano ich scentralizowania. W następstwie Grouchy opierał się w swych decyzjach na bajkach, zamiast na faktach” (Carrias).
Opisując drugi przykład nie wyzyskania posiadanych wiadomości o przeciwniku, mianowicie zaskoczenie Francuzów pod Ethe i Virton. w roku 1914, kapitan Carrias mówi wprost o „legendzie braku i niedokładności wiadomości”.
Płk Grasset stwierdza, że najpoważniejszym błędem, znamiennym. dla kampanii 3. i 4. armij francuskich w roku 1914, była „zdecydowana niedostateczność wiadomości o -nieprzyjacielu”.
Wielu dowódców zbyt mało myśli o przeciwniku przy pobierania swej decyzji, są zbytnio zapatrzeni w swe własne zamiary. Płk Bernis określa to trafnie jako „absence du notion sur l’ennemie”. Tak np. Ludendorff przygotowując ofensywę na froncie francuskim w roku 1918 uważa zachowanie tajemnicy za główny czynnik powodzenia.
Dlatego nie przeprowadza się tam żadnego rozpoznania, nie dokonywa ani jednego wypadu, który ty mógł zdradzić zamiary zaczepne.
Jednak Francuzi na parę godzin przed natarciem rozpoczynają ogień artylerii na rowy niemieckie i zarazem opróżniają pierwsze linie własnych okopów, wskutek czego celem miażdżącego ognia artylerii niemieckiej stają się puste rowy i zasieki przeciwnika. Zaskoczenie się nie udało. Ludendorff nie pomyślał o nieprzyjacielu, mianowicie o możliwościach jego reakcji i sposobach, które może zastosować.
Tymczasem jeden wypad mógłby Niemcom zdradzić zasadzkę przygotowaną przez Francuzów.
Dlatego nie przeprowadza się tam żadnego rozpoznania, nie dokonywa ani jednego wypadu, który ty mógł zdradzić zamiary zaczepne.
Jednak Francuzi na parę godzin przed natarciem rozpoczynają ogień artylerii na rowy niemieckie i zarazem opróżniają pierwsze linie własnych okopów, wskutek czego celem miażdżącego ognia artylerii niemieckiej stają się puste rowy i zasieki przeciwnika. Zaskoczenie się nie udało. Ludendorff nie pomyślał o nieprzyjacielu, mianowicie o możliwościach jego reakcji i sposobach, które może zastosować.
Tymczasem jeden wypad mógłby Niemcom zdradzić zasadzkę przygotowaną przez Francuzów.
Po cóż jednak szukać obcych przykładów? Tezy kapitana Carriasa łatwo udokumentować historią pracy naszego kwatermistrzostwa w roku 1830-1831. Oto jeden z bardzo licznych przykładów.
„Jednym z najfatalniejszych zaniedbań służby wywiadowczej - pisze pułkownik Tokarz o okresie przeprawy Paskiewicza przez Wisłę - była zupełna nieznajomość siły malej grupy Gołowina, stojącej w lipcu na głównym trakcie siedleckim. Grupę tę można było z łatwością znieść całkowicie; tymczasem z powodu braku wiadomości o jej sile - przeważnie wojska nasze zrazu cofały się przed nią skandalicznie, a później odniosły nad nią mocno połowiczne zwycięstwo pod Mińskiem. Fałszywą i drobną demonstracją w okolicach Serocka zwiedli nas Rosjanie w czerwcu, w czasie wyprawy Jankowskiego na Ruedigera; dzięki temu Skrzynecki, nie zbadawszy należycie doniesień, cofnął w popłochu główną naszą armię na lewy brzeg Wisły.”
„Dzięki temu, że nie wiedziano w głównej kwaterze o dyslokacji gwardii rosyjskiej, w imaginacji Skrzyneckiego w czasie ofensywy na Rozena w końcu marca gwardia wciąż zagrażała jego lewemu skrzydłu.”
Trzeba jak najmocniej podkreślić, że brak wiadomości o przeciwniku wypływa bardzo często z zaniedbań dowódców i ich oddziałów II oraz braku umiejętności wyzyskania środków rozpoznawczych i organizowania ich pracy.
Nie należy też zapominać o wpływie moralnym braku wiadomości.
„Dziwna rzecz - pisze Marszałek Piłsudski - jak zaraźliwym jest stan nerwowy na wojnie, jak łatwo poddać się sugestii niepokoju wobec ciągłego braku istotnie pewnych, że tak powiem, oczywistych danych o nieprzyjacielu.”
„W roku 1831 - pisze pułkownik Tokarz - „brak wiadomości o nieprzyjacielu odbierał naszym generałom, tak mało skłonnym do inicjatywy, resztkę otuchy.”
Wpływ ten obejmuje nie tylko dowódców. Jest równie groźny dla szeregów wojska, zwłaszcza jeżeli oddziały wojsk zarazem wyczuwają, że nieprzyjaciel odnosi powodzenie dzięki temu, iż jest dobrze powiadomiony o własnych poruszeniach. Jakże łatwo wówczas o demoralizację, a nawet o rozprzęgający szeregi oddziałów okrzyk „Zdrada”.
***
„Każdy dowódca musi mieć potrzebne wiadomości o nieprzyjacielu”. „Wiadomości o nieprzyjacielu są podstawą wszelkich działań wojennych i .najlepszą rękojmią bezpieczeństwa sił własnych” (Ogólna instrukcja wałki).
Słowa regulaminu bardzo dobitnie określają znaczenie wiadomości o nieprzyjacielu. Niewiele jest przesady w twierdzeniu, że z dwóch dowódców, rozporządzających równą ilością sił, połowę zwycięstwa ma w ręku ten, który zdołał zebrać dokładniejsze dane o swym przeciwniku. Decyzja tego dowódcy oprze się na wyraźnej, rzeczywistej podstawie położenia sił własnych w stosunku do sił nieprzyjacielskich. Dowódca ten mając dostateczne wiadomości o przeciwniku uniknie straty sił i energii, gdyż ciosy jego oddziałów będą uderzały w dobrze wybrane miejsce. Wyzyska on w pełni zasadę ekonomii sił, przeznaczając do każdego działania konieczną ilość oddziałów. Zmniejszając do możliwego minimum ubezpieczenia, zgromadzi siły w pożądanym miejscu i czasie.
Współczynniki doniosłości poszczególnych czynników decyzji (zadania, terenu, położenia własnego i przeciwnika) będą różne, bardzo często jednak czynnik położenia nieprzyjaciela będzie rozstrzygający.
Spośród wymienionych czynników decyzji ten właśnie czynnik najczęściej wymyka się z rąk dowódcy. Jest najmniej uchwytny, najmniej znany, najmniej określony, prawie z zasady jest niejasny, złożony trudny do zamknięcia w wyraźnych, określonych liczbach i obliczeniach.
Czynnik hierarchicznie najpoważniejszy, mianowicie zadanie, będzie niemal zawsze wyraźnie określony. W razie braku rozkazów pozostaje zawsze znajomość planów i zamierzeń dowódcy, z których można wysnuć, co się czynić powinno.
Znajomość terenu będzie zawsze mniej lub więcej dostateczna.
Położenie własnych oddziałów będzie zazwyczaj znane dowódcy również w stopniu pozwalającym na trafną ocenę tego położenia.
Jedynie czynnik wiadomości o nieprzyjacielu będzie stanowił niemal zawsze zespół niewiadomych, które się będą rysowały przed oczyma dowódcy w postaci szeregu znaków zapytania co do siły, kierunku działania, wartości oddziałów przeciwnika i wielu innych pożądanych danych.
Niemniej, choć „często wiadomości o nieprzyjacielu będą skąpe i niejasne”, dowódca „musi powziąć decyzję”. W tym właśnie położeniu, kiedy dowódca z powodu braku wiadomości działa wobec dużej niepewności, gdy wzrok jego napotyka ciemnie i zasadzki niewiadomych, ten czwarty czynnik pozornie zaciera swe znaczenie. Albowiem skoro dowódca zostaje zmuszony do powzięcia decyzji bez danych o przeciwniku, usuwa niejako ze swych rachub jeden z czynników decyzji. Pobiera ją jakby tylko na podstawie trzech pozostałych czynników.
Jednakowoż to „zmniejszenie” znaczenia czynnika „danych o nieprzyjacielu” jest tylko pozorne, gdyż właśnie brak wiadomości zmusza dowódcę do takiego podziału sił i do takiego określenia zadań poszczególnych jednostek, żeby te zadania odpowiadały możliwie wszystkim wypadkom, które się mogą zdarzyć. Tu właśnie następuje ta najtrudniejsza chwila w przeżyciach dowódcy tworzącego decyzję, chwila, w której trzeba określić wyraźnie, jaką rolę w danym działaniu ma odegrać ryzyko, a jaką ilość środków należy wydzielić dla względów ostrożności, którą nakazują przypuszczenia co do możliwości przeciwnika.
W tym położeniu właśnie uwydatnia się dobitnie wartość wiadomości o nieprzyjacielu, albowiem ich brak zmusza dowódcę do powzięcia niejako „niepełnej” decyzji. I często energia potencjalna danej jednostki przemienia się zbyt późno w kinetyczną i traci na sile w porównaniu z tym oddziałem, który mając dostateczne wiadomości o przeciwniku mógł uzyskać należyty rozmach, wyzwalając w odpowiedniej chwili posiadane zasoby sił w potężnym uderzeniu. Pełnia decyzji (w znaczeniu, iż nic się z posiadanej energii nie traci) jest tym wyraźniejsza, im więcej danych możemy podstawić w szeregu niewiadomych tyczących się położenia przeciwnika, innymi sławy: im szczegółowiej możemy wziąć pod uwagę oprócz trzech znanych czynników decyzji także czynnik czwarty: dane o przeciwniku. W przeciwnym razie będziemy zmuszeni zachować często bardzo znaczne zasoby sil na usunięcie przeszkód, które by reszcie oddziałów zapewniło pełny rozwój działań. Będą to, jak mówiliśmy, ubezpieczenia i odwody.
Rozumowanie to doskonale obrazuje przykład kampanii w Prusach Wschodnich.
„Obawa przed urojonym niebezpieczeństwem była (u Rosjan) tak wielka, że do obrony samej tylko Warszawy przeznaczyli prócz korpusu gwardii jeszcze trzy nadchodzące rez. dywizje piechoty oraz trzy i pól dywizyj kawalerii, czyli równowartość polowy sił Samsonowa. Łącznie z 3 dywizją piechoty gwardii, osłaniającą Białystok, oraz warunkowo angażowanymi korpusami I i II, siły przeznaczone na ubezpieczenie boków i tyłów Samsonowa przed urojonym i nieistniejącym przeciwnikiem wynosiły więcej, niż cała armia Narwi” (płk dypl. Lenczowski).,
Jednocześnie Niemcy znając położenie Rosjan mogli sobie pozwolić na pozostawienie przeciwko całej armii Rennenkampfa śmiesznie słabej osłony w sile około jednej dywizji piechoty i jednej dywizji kawalerii.
Są to przykłady krańcowe, w których dużą rolę grają niedołęstwo Rosjan oraz lekceważenie ich przez przeciwników przekonanych o swej wyższości, niemniej jednak przykład Żylińskiego i Samsonówa dowodzi, jak dalece brak należytej pracy rozpoznawczej może skrępować swobodę działania dowódcy i wielkich jednostek.
Jest zatem rzeczą słuszną, żeby dowódca stale dążył do szczegółowego ujęcia w obliczeniach wszystkich czynników swej decyzji. Skoro poświęca wiele środków na porozumiewanie się z dowódcą i uzyskanie danych o swym zadaniu i o położeniu sąsiadów, skoro się troszczy o poznanie położenia swych oddziałów i terenu działań, a więc kosztem wielu wysiłków zdobywa uzupełnienie tych danych, które zawsze, silą rzeczy, będą mu dość dobrze znane, to ileż troski powinien wykazać tam, gdzie z zasady niemal czwarty czynnik podstaw jego działania, tj. wiadomości o przeciwniku, będzie krył wiele tajemnic? Jest rzeczą słuszną, żeby dowódca, który chce rzucić na szalę zwycięstw wszystkie atuty we właściwym kierunku i najbardziej odpowiednim czasie, poświęcał wiele wysiłków na to. aby się upewnić przed walką, iż żaden cios nie będzie zadany w próżnię, iż żadne uderzenie nie wyjdzie, o godzinę za późno. W wielu wypadkach — stwierdzamy to na przykładach historycznych — do wyświetlenia położenia przed bitwą wystarczyłaby zaledwie część tej sumy energii, którą z powodu braku wiadomości o przeciwniku trzeba później, w czasie walki, zachować w stanie potencjalnym; .mam tu znowu na myśli ostrożność w działaniu: ubezpieczenia i odwody.
Jako „czas przed walką” rozumiem zarówno czas pokoju (a więc przygotowanie się do służby rozpoznawczej, odpowiednie wyszkolenie sztabów i oddziałów) jak i działań wojennych, kiedy chodzi o wyzyskanie wszelkich środków rozpoznania i wszelkiej sposobności, ilekroć położenie pozwala na podjęcie poszukiwań wiadomości o nieprzyjacielu.
Tą prawdą musi być przepojone całe wojsko, gdyż za jej bagatelizowanie płaci się krwią nie tylko drużyn i plutonów, ale całych armij.
Wojsko, według doskonałego określenia płka Grasseta, musi się odznaczać natarczywością rozpoznania.
Powinna ona znamionować nie tylko dowódców i sztaby, ale każdego szeregowca. Ileż bowiem razy bezcenny dokument, świadczący o zakrojonych na dużą skalę zamiarach nieprzyjaciela, znajdzie się w rękach kaprala dowodzącego patrolem? Ileż razy podsłuchana przez szeregowca łączności rozmowa przeciwnika może mieć znaczenie dla dowódcy dywizji lub armii? Ileż razy zeznania jeńca, przesłanego o parę godzin za późno do sztabu wielkiej jednostki, stwierdzały wielką i bolesną omyłkę w obliczeniach dowódcy, który już wysłał oddziały do walki?
Niedocenianie przez wojsko potrzeby ustawicznej czujności i czynności w zdobywaniu wiadomości, obok małej sprawności technicznej zarówno organów poszukiwania wiadomości jak i sztabów, są grzechami, za które się niesłychanie ciężko pokutuje.
A przecież właśnie ten głównie czynnik „położenia nieprzyjaciela” wytwarza w duszy dowódcy głęboki niepokój, który jest najpoważniejszą przyczyną trudu i męki przy powzięciu decyzji, przyczyną tego stanu duchowego „une filie qui accouche”, według użytego przez Marszałka Piłsudskiego napoleońskiego porównania.
Wystarczy zestawić siłę napięcia naszych umysłów przy rozwiązywaniu zagadnienia położenia nieprzyjaciela w zajęciach pokojowych ze znanymi nam przeżyciami na wojnie, żeby dostrzec tę wielce rażącą, jakkolwiek zupełnie nieuzasadnioną różnicę w ujmowaniu tego samego zagadnienia w czasie wojny a w czasie pokoju.
Czyż bowiem dostatecznie się pracuje nad uświadomieniem żołnierza co do znaczenia wiadomości o nieprzyjacielu i czy informujemy go należycie o wysiłkach, jakie będzie czynił w tym kierunku nieprzyjaciel? Czy nasz żołnierz jest dostatecznie pouczony, dlaczego zarówno w czasie pokoju jak i w czasie wojny powinien unikać wszystkiego, co mogłoby nieprzyjacielowi ułatwić zadanie pobicia nas? Czy wie on, jakimi sposobami nieprzyjaciel zarówno w czasie pokoju jak i wojny będzie dążył do wykrycia czynników naszej siły? Czy w tej samej dziedzinie poświęca się dość uwagi wyszkoleniu naszych przyszłych oficerów w szkołach podchorążych?
Trzeba się najzupełniej zgodzić z płk. dypl. Scieżyńskim, który pisze w swej książce „Jeniec wojenny”:
„Znajomość zasad techniki, źródeł i środków dzisiejszej służby informacyjnej, umiejętność poszukiwania wiadomości o nieprzyjacielu i sztuka wyzyskiwania ich do celów dowodzenia należy u nas do najmniej znanych i najmniej popularyzowanych umiejętności wojskowych. Ot tak, zapomina„ się o tym i w szkołach wojskowych i w pułkach”. „Naukę poszukiwania wiadomości o nieprzyjacielu traktuje, się jako coś zupełnie pobocznego, nie zważając na to, że poszukiwanie ich powinno się stać przedmiotem d o s k o n a ł e j organizacji i metody (Podkreślenia moje).
Nasza literatura w tej dziedzinie jest nad wyraz uboga. Kilka zaledwie oryginalnych książek, omawiających w dodatku tylko urywki zagadnień rozpoznania, poza tym kilka tłumaczeń, cennych oczywiście chociażby dlatego, że stanowią podstawę badań, lecz bez dostatecznej wartości w naszych warunkach przyszłej wojny ruchowej.
Studia historyczne i pamiętniki z ostatniej naszej wojny nie dostarczają prawie żadnego materiału do nauki. Podają co najwyżej już osiągnięte wyniki, nie wskazując, co zresztą jest zrozumiałe, sposobu, w jaki je osiągnięto.
Zastanawiając się nad przyczynami tego stanu rzeczy, dochodzi się do przekonania, że z nich najważniejsza bodaj jest trudność należytego przedstawienia położenia, nieprzyjaciela, i to we wszelkich ćwiczeniach: od różnych chorągiewek, klekotek i gwizdków pola ćwiczeń, poprzez patyczki i sznurki stołów plastycznych aż do określania na grze wojennej „około jednej wielkiej jednostki” na podstawie byle jakiej wiadomości o ruchu nieprzyjaciela na tyłach. Stąd czy to w ćwiczeniach z oddziałami, czy też aplikacyjnych lub grach wojennych muszą wynikać zrozumiałe niedociągnięcia i pomijanie tych czynników, które dopiero należycie rozwinięte dawałyby pełnię decyzji ćwiczących. Na to jednak nie ma rady, przynajmniej jeśli idzie o pola ćwiczeń. Trudno je urealnić bez rzeczywistych pocisków karabinów i artylerii, gwiżdżących koło uszu i zadających straty. Zmianę na lepsze trzeba pozostawić dalszej pomysłowości kierowników ćwiczeń. Również stosunkowo niewiele można dokonać w ćwiczeniach oficerów, zwłaszcza sztabów wielkich jednostek, tam więc gdzie bezpośredniość odczuwania pola walki także w czasie wojny jest mniejsza.
Jedną z dalszych przyczyn przedstawionego stanu rzeczy jest legenda o tajemniczości wszelkich czynności związanych ze służbą rozpoznawczą.
Nikły zasób okruchów wiadomości szerokiego ogółu o służbie wywiadowczej w czasie wojny i. pokoju wytworzył mniemanie, iż do tej pracy wojennej są powołani jedynie wtajemniczeni, posługujący się wiedzą związaną z szeregiem misteriów. Jedno ze źródeł wiadomości, co prawda dające niejednokrotnie bardzo cenne dane, tajną agenturę, rozszerza się w pojęciu wielu do rozmiarów wszechobecnej machiny.
Rozważania te dały mi bodziec do napisania książki, którą oddaję czytelnikom mimo świadomości niedostatecznego opracowania zagadnienia rozpoznania. Niech mnie tłumaczy fakt, że jest ona w naszej literaturze pierwszą p r ó b ą ujęcia całości tego zagadnienia.
Z tych również względów muszą mi czytelnicy wybaczyć sporą ilość cytat, którymi opatrywałem swe rozważania, sądziłem jednak, iż będzie rzeczą pożyteczną poprzeć je powagą autorów zasługujących na to swą wiedzą ł co ważniejsza, doświadczeniem z czasu wojny. Książka zresztą ma skromny charakter podręcznika, którego brak dawał się odczuwać, zwłaszcza w studiach w Wyższej Szkole Wojennej. ‘
Uważałbym me zadanie za spełnione, gdyby ta książka zachęciła któregoś z czytelników do pogłębienia w przyszłym, doskonalszym opracowaniu zarówno całości tematu jak też poszczególnych zagadnień pracy oddziału II.
Czuję się w obowiązku złożyć gorące podziękowanie Panom:
Pułkownikowi dypl. Pełczyńskiemu, Ppułkownikowi dypl. Heinrichowi i Majorowi dypl. Piątkowskiemu za Ich cenne uwagi i spostrzeżenia, którymi się zechcieli ze mną podzielić przy opracowywaniu książki.
Pułkownikowi dypl. Pełczyńskiemu, Ppułkownikowi dypl. Heinrichowi i Majorowi dypl. Piątkowskiemu za Ich cenne uwagi i spostrzeżenia, którymi się zechcieli ze mną podzielić przy opracowywaniu książki.